lip 23 2003

Bez tytułu


Komentarze: 1

A wczoraj „Śmierć w Wenecji” Viscontiego. Porywające rozmowy o sztuce, wnikliwa obserwacja własnej inności i to miasto, zawieszone między czasem a śmiercią, umieszczone w onirycznej otchłani niewypowiadalnych słów. Pamiętam, gdy pierwszy raz obejrzałem ten film (a byłem wtedy nastolatkiem) wstrząsnął mną do głębi i odtąd muzyka Mahlera zagościła na stałe w moim umyśle. Jeszcze nie nadszedł odpowiedni czas na dzieła Manna, a szkoda. Film przeżywałem na nowo głaszcząc zmęczoną dniem twarz S. Pochrapywał już po szybkim seksie na jadalnianym krześle. Odniosłem wrażenie, że już nie spotykamy się z myślą o pieprzeniu a raczej aby spojrzeć sobie w oczy i wysłuchać skarg:  jego - o żonie i dzieciach, moich - o pracy, nowym mieszkaniu i ciągłych długach. Niepostrzeżenie stajemy się sobie coraz bliżsi, a seks jest pozostałością z dawnych czasów.

 

kxerxes : :
cristoforo
23 lipca 2003, 18:20
wreszcie zostawiles jakis slad pozwalajacy na znalezienie Ciebie :) dziekuje

Dodaj komentarz