Bez tytułu
Komentarze: 1
Wszystko już wróciło do normalności a raczej do nienormalności i tak bardzo łeb napierdala i już nie pomaga wino a papierosy dławią gardło. A tam znikł mój tłuszcz, twarz z onieśmielającym uśmiechem rzucała wszystkich na kolana i tylko prosili aby dotknąć mojego ramienia, moich włosów i każdy chciał choć przez moment poczuć zapach mojego ciała. I te rozmowy o Arvo Parcie i gin na płaski brzuch nieco drwił z ich postawionych fiutów ociekających spermą. I przez moment miałem siebie na własność i wszystko zdawało się tym o czym pomyślałem i te usta na moim fiucie między jednym a drugim lansem też były oczywistością. A potem jego zęby na ramieniu i ten pewny ruch unoszący mi nogi aby językiem znaleźć się bliżej mojego tyłka. I wszystko zdawało się doskonałością, a męskie chóry z niebios zapewniały o trwającej pewności. I jeszcze ta sennoerotyczna atmosfera stojącego czasu, co oszczędzi mą opaloną delikatną skórę ciała i gibkość bioder i fiuta do którego nikt nie ma dostępu poza moim umysłem. I to wszystko runęło tak nagle, że deszcz nie zdążył jeszcze zmyć spermy z chodnika a już chciałem wrócić. I obiecałem mu dozgonną wierność i przekląłem wszystko to co się zdarzyło.
Wraz z powrotem wrócił cały wkurw codzienności i nie chcę już go widzieć i męczą mnie jego usta i pieszczoty i wściekły jestem, że to tylko ja ten zły i to ja taki okropny bo wszyscy dookoła się starają dla mnie, a ja ciągle naburmuszony i zmęczony. Więc żalę mu się, że już nie dam rady dłużej, że chcę umrzeć, bo tak będzie dla nas lepiej i on zaczyna płakać, bo już go nie kocham i nie ma po co żyć. A przecież boję się tylko, że kiedyś wyjadę tak naprawdę i już nie wrócę do pustego mieszkania z odrapanymi ścianami bo zimno w nim straszliwie – ktoś nie zamknął okna w zimową noc.
I tak wszystko hój.
Jak wrócę do domu, naleję do wysokiego kielicha czerwonego wina i przechadzając się po parkietach w białych soksach będę udawał księżniczkę snikers.
Dodaj komentarz