Bez tytułu
Komentarze: 7
28 urodziny przeleżałem w łóżku pijąc różowe wino i paląc papierosa jednego za drugim. Potem już było tylko gorzej. Jedna doba wyjęta z życiorysu, innym razem tabletki i sen, tabletki i sen... Gorzej jak budziłem się w nocy i błagałem Boga o szybką śmierć. Niepojęte, jakie iluzje piekła na ziemi może tworzyć mózg. Przechodziłem przez koszmary wiecznego potępienia samotności, kręte niekończące się korytarze wykrzywionego bólu osadzonego głęboko w oczodołach, co to każdą zieleń czy czerwień przeinaczał w zgniłe zepsucie.
Nie powiem, nieco zrobiło to na mnie wrażenie, a strach przed opuszczeniem łóżka i poszerzenia mózgu oraz lęk przed wszystkim co nie przypomina pępowiny matki zawlokło mnie po raz kolejny do psychiatry. Znowu zaczniemy leczenie z uzależnień, fobii, fanatyzmu, narcyzmu, lęku, optymizmu.... Znowu będę lewitował po garści chemii, ale to nie to samo co unoszenie w przestworzach boskiego jestestwa w pedalskiej knajpie. Sex? Nie istnieje. Odbicie w lustrze? Jakbym patrzył na podrabianego Nowosielskiego na pchlim targu. Znowu obiecuję zmiany w życiu, takie krok po kroku, ale ani sił ani możliwości. Zatem po raz kolejny wyrzucam faceta z domu, po raz kolejny przysięgam dozgonną miłość kochankowi, po raz kolejny wylizuję stopy zgarniętemu na noc pedałowi. Tak bardzo się boję, że siłą owiną w biały kokon i karzą narodzić się na nowo w olśniewającej białej sali.
Dodaj komentarz