cze 08 2005

Bez tytułu


Komentarze: 1

Od prawie miesiąca łykam silne antydepresanty. Z początku niezwykłe ożywienie i napady maniakalne, teraz mocny sen, spokój i błogie dni. Żadnego lęku, żadnego strachu o jutro. Cudownie. Nie potrafię zrozumieć jak wcześniej dawałem radę: podziwiam swą ówczesną zawziętość w codziennym wstawaniu, wytrwałość w trzymaniu się tak kurczowo życia. Dopiero teraz widzę słońce, dni są jasne, ludzie już nie przerażają swoją brzydotą a odbicie w lustrze zdaje się mnie nie obchodzić.

Ostatnie łikendy  niczym druga młodość, z piciem do rana, ćpaniem i striptisem przed brzydkimi chłopcami. Dnie przesypiam aby na noc przerodzić się w bezkompleksowego czynnego klubowicza i ruchacza.

A Przepiór? Nigdy więcej już z nikim nie zamieszkam! Od miesiąca nieudolnie próbuję go wypierdolić z mojego mieszkania. Stawia się, zapiera nogami i krzykiem słyszalnym na całej ulicy, żąda pieniędzy, czasu i pomocy. Oczywiście wyjdę na idiotę sam przed sobą  płacącego byłemu na odchodne i koniec końców wyjdzie na to, że to ja byłem utrzymankiem.

Nic to. Dni przestają już przerażać. Za nic w świecie nie oddam moich pastylek: mój największy skarb.

 

kxerxes : :
porf
09 czerwca 2005, 00:30
\"A Przepiór?...\" - znane z autopsji, przerabiane obecnie przez dobrego znajomego. Tacy osobnicy muszą mieć wspólny kod genetyczny...
Wesołych zjazdów! :)

Dodaj komentarz