Archiwum 01 sierpnia 2003


sie 01 2003 Bez tytułu
Komentarze: 0

Po wielu rozmowach z M. o świadomym poszukiwaniu kogoś bliskiego przy udziale medialnych wynalazków, nieporuszony niezbyt udanym doświadczeniem odpowiedziałem na kilka anonsów. Oczywiście, nie pozostały bez odzewu. Szczególnie jedna odpowiedź, pełna werwy i nie skrępowania, połechtała moje ego. Wymiana mejli, pierwsze sms`y, wreszcie pół dnia przy klawiaturze i gg. I całkiem, całkiem. Wbrew doświadczeniu i logice, zapominając oczywistości stworzonego obrazu w podświadomości zawsze na wyraźną niekorzyść zainteresowanego, umówiliśmy się na spotkanie. Owszem, jechałem z nadzieją, myślami przepełnionymi podnieceniem i czułością. Spotkanie przemilczę, wspomnę tylko o smacznym ciastku. Tyle. Piszę o tym wszystkim dlatego aby wspomnieć o całym mnóstwie  przeszkód stojących nam na drodze do szczęścia. Przede wszystkim obie strony muszą być tej samej orientacji, bez uwikłania w związki, muszą sobie przypaść fizycznie, emocjonalnie, mentalnie, zbyt duże różnice ekonomiczne, społeczne, klasowe, wiekowe są też nie wskazane to przy najbardziej optymistycznych (a co!) poglądach mówiących o 10% nas wśród populacji, bardzo mało prawdopodobne jest znalezienie się właściwych stron próbujących wskrzesić całość. Oczywiście, z wiekiem stajemy się mniej otwarci, wygodniejsi, bardziej surowi w ocenach, więcej wymagających co dodatkowo komplikuje sprawę.

Ale co tam! Nieporuszony fiaskiem randki mknąłem szaleńczo przez ulice miasta wysyłając sms`a do S. Z kurwami, że się nie odzywa. Po godzinie siedzieliśmy już w kinie wpatrując się w rozpoczynający się obraz o tytule Dog solders. Zwabiony pozytywnymi recenzjami bałem się niewyobrażalnie przez cały film, podziwiając skrzętne ominięcie kiczowatości tematu i wybrnięcia ze schematu, wpisanego niemalże w ten gatunek filmowy. Bardzo polecam tym którzy lubią się bać i chcą dzielnie nie poddać się wypływającej z ekranu naturalistycznej ohydy. Oczywiście, że po tak straszliwym obrazie, gdy serce biło jak oszalałe sprawiając silny fizyczny ból, nie mogłem samotnie spędzić tej nocy.

S. Stanął na wysokości zadania w każdej z dziedzin moich potrzeb.  Kochaliśmy się bardzo nieśpiesznie, wręcz momentami bezruchowo, skupiając się bardziej na treści aniżeli formie, odciągając w nieskończoność cel naszego połączenia.

Lubię później tak całkowicie nagi i bezpieczny zasypiać w jego ramionach. Nie zobaczymy się długo. Jedzie wraz z żona i dziećmi na długo wyczekiwane wakacje. Eh...

 

A wczoraj kolejna randka. Zmęczony po pracy, wykończony po siłowni, nie dbając wcale o ziemskie przymioty spotkaliśmy się w samym centrum miasta. No i super. Przy knajpianym piwie jeszcze bardziej rozjaśniała jego męskość przypisana brunetom, umysł z racji zawodu nieco ścisły swobodnie prowadził rozmowę o zjawiskach kulturowych i społecznych otaczającego nas świata. Bez fajerwerków, ale myślę, że mnie polubił. Odwiozłem go do domu a on zaproponował następne spotkanie.

Już późną pora wracając do swojego bałaganu na tych kilku metrach myślałem o wyraźnych różnicach dzielących nas. On to typ naukowca w starych bojówkach i wygodnych butach, podróżujący po całym świecie, znajdujący siebie na pustkowiach, bagniskach, zapomnianych przez Boga i ludzi miejscach, i o zgrozo chyba optymista. Na dodatek jeszcze inteligentny, pewny siebie, świadomy celów i dróg. Wszystko to przy mojej zasiedziałości w hipercywilizacyjnych, odhumanizowanych  centrach światach, z moim bagażem wyraźnych różnic nastrojów, potrzebie bezpieczeństwa dostępu do zdobyczy wszystkich udogodnień które stworzył człowiek, wreszcie biegających w miejskich, niewygodnych i niepraktycznych butach,  takim samym w nastroju miejskości  stroju, przypisanym miastom a nie miejscom dziewiczym. Wreszcie z moja miłością do knajp, centrów miast, sklepów, restauracji, nocnej aktywności a dziennego wypoczynku,  ciuchów, okularów, perfum... wszystko razem nas zdecydowanie bardziej oddala aniżeli jakkolwiek zbliża. No chyba, że znajdziemy umiłowanie w wysokiej kulturze, Bachu, Góreckim, Nowosielskim, Zaku, Bergmanie, Greeneway`u, Deriveau. W bywaniu na wernisażach, wystawach, premierach. Może odnajdziemy siebie w niekończących się rozmowach nocnych o przemianach obyczajowych we współczesnej kulturze i wtórującej butelce czerwonego wina. Wreszcie może w nouvoau cuisine albo postmodernistycznej papce intelektualnej?

Zobaczymy co Bóg przyniesie?

Tymczasem na dzisiejszą noc wybywam z tego miasta aby jutro je tryumfalnie  zdobyć na nowo!

 

kxerxes : :