Komentarze: 4
Koszmarny upał mnie zabija. Nienawidzę go niemal tak samo jak ubrań noszonych drugi sezon z niewydolności budżetu i nie wolno się ukryć przed nim w jednym z klimatyzowanych centrów handlowych bo lekarz zabronił, a przecież trzeba dbać i dużo spać chociaż nie wiadomo jak długo jeszcze. Więc budzę się co rano i sprawdzam czy dużo się zmieniło we mnie na korzyść i nie zauważając zbytniej różnicy postanawiam spróbować kolejny raz. I nic to. I ciągle ten sam bełkot. I brak perspektyw na spokojną starość. A Przepiór drze się, że czego on nie ma, skoro go zdradzam i nie pomaga nawet pity po ciemku spiryt ale rano daje się obłaskawić jednym pierdnięciem i znowu jesteśmy rodziną bez spacerówki na korytarzu. A wszystko przez ten parszywy upał który obezwładnia moje chęci i plany i marzenia. A mogło być tak pięknie.