Ciągle szukam. Pierwsze myśli o kredycie oscylowały na 30% inwestycji, teraz ugrzęzły gdzieś koło 50%. Miało być nowe. Tylko, że w centrum miasta wszystkie nowe, małe mieszkanka powykupowała elita pedalska lub studencka. Zostały tylko te powyżej 100m2, dwupoziomowe z dwoma sypialniami, łazienkami i balkonami ale niech pozostaną w nienaruszonym stanie i czekają na mnie gdy nadejdą lepsze dni. Nie mam szczególnych wymagań: aneks + mała przytulna sypialnia aby się zmieścił duży materac i fotel z poprzedniej epoki na strawione knajpianym dymem wymęczone ciuchy niezgrabnie nań rzucone. Łazienka przestronna z dobrą armaturą (niekoniecznie Philipa Starcka) z miejscem na fotel z poprzedniej epoki (jak wyżej). Aneks z pokojem dziennym z miejscem na fotel z poprzedniej epoki ( jak wyżej) i wyjściem na taras lub loggie aby w jesienne popołudnia można było szeleścić złotymi liśćmi. Mieszkanie musi być w dobrej dzielnicy w okolicy centrum w budynku monitorowanym, o architekturze nie wywołującej niestrawności i lepiej nie starszej niż 5 lat. To wszystko. Aha, i bezpieczne miejsce parkingowe. Myślicie, że łatwo znaleźć takie mieszkanie? Grubo się mylicie. Oczywiście nie mam złotówki na ten cel. Zostaje spieniężenie innych nieruchomości i kredyt w którejś ze świątyń XXI wieku.
Tylko czy dam radę przez 15 lat zrezygnować z comiesięcznych wypadów po buty do Venezii, do 4U po jednorazowe sweterki, do sklepu za rogiem po butelkę ginu z zamkniętym lasem? A kawa z likierem w małej drogiej kafejce, a paliwo na nocne eskapady po mieście? Przecież teraz starcza mi od 1 do 10. Eh, pomyślę o tym jak już będę miał to mieszkanie.
A poza problemami natury mieszkaniowej daję radę aby przetrwać kolejne dni. Nawet udało mi się uciec pierwszym objawom depresji letniej (ale to chyba dzięki pochmurnej pogodzie i braku tych wszędobylskich, bezwstydnie odkrywających tak głęboko ukryte w zakamarkach duszy kompleksy, promieni słonecznych).
Ostatnio sypiam u mojego chłopaka. To już prawie 3 tygodnie, no i jesteśmy już jak stare małżeństwo. Wczoraj chciał być taki wyuzdany i już w drzwiach mnie rozebrał, rzucił o ścianę i dobrał się do sterczącego fiuta. W nagrodę dotknąłem nim jego zwoi rozkoszy w mózgu. Lubię ten moment gdy w jego oczach ból zamienia się w niewypowiadalną rozkosz. Potem przeczytałem mu do snu opowiadanie o Sabinie Tokarczukowej, która jak każdy z nas szuka ciepła dotyku. Zasnąłem. W nocy mnie obudził aby powiedzieć coś na kształt, że nie może beze mnie żyć. Zjebałem jak psa.
I coś podnoszącego moje wyrośnięte ego. Spotkanie z S. który postanowił być wierny żonie. Nie może przestać o mnie myśleć. Każdej nocy przychodzę w jego snach i robię to w sposób w jaki lubi... Oczywiście byłem niedostępny i wierny mojemu chłopakowi. Niech wie co stracił. Takiego ciała i świadomości własnej cielesności nie spotka zbyt szybko.