Komentarze: 1
Właśnie umówiłem się z nowym psychoterapeutą.
I znowu naiwna nadzieja.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 |
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
Właśnie umówiłem się z nowym psychoterapeutą.
I znowu naiwna nadzieja.
S. chory. Leży otoczony telefonami, laptopem, obezwładniony antybiotykiem, żoną która właśnie wróciła z pracy i hałaśliwymi dzieciakami. Pewnie wyszła wcześniej z pracy aby zdążyć kupić kawałek polędwicy, świeżą sałatę w budzie na rogu, intensywnie myśląc czy czy tę drugą butelkę oliwy zużyła czy nadal stoi nietknięta na środkowej półce w kuchennej szafce pod oknem. Wbiegając do prawie odjeżdżającego autobusu zahaczyła o drzwi i ubrudziła świeżo odebraną z pralni lnianą marynarkę. Obładowana siatami myśli o nim? Jest podniecona nieoczekiwaną, tygodniową obecnością męża, czy też zdążyli przez weekend powiedzieć sobie tyle cierpkich słów, że z niepokojem przyjmuje nadchodzący tydzień? A on? Zawsze bardzo ciepło wyraża się o żonie i dzieciakach, otwarcie przyznaje się do swojej zamkniętości i braku uzewnętrzniania uczuć. Czy mimo choroby dotyka jej bioder onieśmielony własnym podnieceniem, drżącą ręką rozpina koszulę, przymyka oczy wpijając się w jej usta? Całując się ze mną, powiedział, że ostatnio tak to robił będąc z żoną w narzeczeństwie.
S. poznałem na urodzinach kumpla. Niby przypadkiem, na korytarzu przed toaletą owinęliśmy się wokół własnych ciał nie mogąc wyzwolić naszych warg. Później, owinięty moimi ramionami powiedział, że pragnął być gejem gdy mnie zobaczył. Wracaliśmy razem taksówką i już nigdy nie zapomnę jego wzroku wbitego w moje oczy, tej męskiej bezsilności, gdy wysiadałem z naszym wspólnym znajomym. Od tej nocy minęło jakieś 2 miesiące. Spotykamy się 1, 2 razy w tygodniu w jego wynajmowanym mieszkaniu. Sycimy się naszą obecnością dodatkowo wzniecając się czerwonym winem. Kochamy się bez pośpiechu, nie zważając na sąsiadów, ryczący telewizor czy zazdrosne spojrzenie Jej ze zdjęcia samotnie stojącego na sypialnianej komodzie. Z początku miałem olbrzymie wyrzuty sumienia. Myślałem przede wszystkim o Niej, uświęcając jej nieświadome poświęcenie. Przestałem po pewnej nocy. Byliśmy bardzo podnieceni, prosił mnie abym go obsikał. Pochylił się i spijał łapczywie zupełnie jak wygłodniały kot chlipie mleko z miski mrucząc z zadowolenia. Był jednym wielkim podnieceniem, pochłaniał mnie całym sobą, nie pozwalając na jakąkolwiek moją aktywność. Zalałem jego twarz i usta spermą. Spojrzał na mnie oczami dziecka niepewnego oceny swojego czynu. Gdy później wchodziłem w niego, każdy centymetr jego ciała poruszał się wraz z moim oddechem, coraz głośniejszym i niczym echo potęgującym jego jęki.
Jak dotąd nie powtórzyliśmy tego. Zapragnąłem mieć go jak najwięcej dla siebie, a on zaniepokojony rozwojem sytuacji, a może własnymi uczuciami zrobił się niespokojny. Jestem przekonany, że tylko jego nieosiągalność przyciąga mnie jak magnez i nie pozwala zapomnieć jego twarzy. Mam świadomość, że w każdej chwili rozwiejemy się i boję się, ze nie jestem jeszcze na to gotowy. Tylko raz nie mogłem przez kogoś zasnąć i jeździłem bez celu po nocnym mieście tropiąc naszych wspólnych wędrówek, ale to już nie dzisiaj.
Dziwne, ale znalazłem w sobie dość siły aby wstać.
Wczoraj z racji, że dość późno przyjechałem do domu i braku jakiegokolwiek kontaktu z którymś z kochanków (śmieszna historia z komórką), zadzwoniłem do M. Z dużą trudnością przychodzi mi nazwanie jednoznacznie i pewnie uczuć jakimi darzę M. Zbyt rzadko się widujemy, nieczęsto wspólnie pijemy, tęsknimy za wzajemną ironią i pełnym uśmiechu dogryzaniem sobie. Lubimy siebie.
Poznaliśmy się spory kawał czasu temu podczas nocnego czatowego dyskursu. Była to najlepsza w moim życiu rozmowa jaką przeprowadziłem za pomocą klawiatury siedząc wygodnie w fotelu i popijając drinka w fizycznej samotności. Zostaliśmy kochankami. Spróbowaliśmy być z sobą, tak bez zbytecznych słów, raczej bacznie przyglądając się zaistniałej sytuacji, bez pośpiechu i jakiegokolwiek szaleństwa chwili. Nic z nas nie wyszło poza kilkoma plotkami, przyjaźnią i pewnością naszego istnienia. Jesteśmy całkiem różni. M. Optymista, niezależny inteligent nie dający się ponieść szałowi wspólnych wypadów po 16 parę butów, jednoimprezową koszulkę czy jakąś pierdółę, która po chwilowej fascynacji już na zawsze ląduje na dnie szuflady.
Lubimy swoją obecność, te wspólne czerwone wino, papierosy, przedostatną płytę Sigur Ros, mój uśmiech na jego niepoprawny optymizm i jego duże oczy, tym większe im bardziej niemoralne moje życie. Szkoda, że nie mamy siebie częściej.
Od pół roku czytam regularnie kilka blogów. W tej medializacji najskrytszych myśli, wyuzdanych pragnień, wyretuszowanego ekshibicjonizmu w społeczeństwie pełnym, ba, kipiącym zaściankowością i nieuzasadnioną nietolerancją na jakąkolwiek próbę wysmyczenia się z pętów narodowowyzwoleńczych, jest szyderstwo z siebie samego. Autoironia i kpina z własnych marzeń i pragnień, a tak naprawdę rozpaczliwy i błagalny krzyk tej postimpresjonistycznej indywidualności skierowany w ciemną dziurę bez dna. Moje rozbuchane ego nieustannie domagające się pochlebstw, uśmiechów, tęsknych spojrzeń i widocznego podniecenia nie pozwoliło mi bezczynnie siedzieć i ja też dołączam do grona zboczeńców świdrujących spacją i myszką swoje wnętrzności na widoku gapiów całego świata.
Eh, cudowna ekstaza wsztrząsa moim ciałem i umysłem gdy pomyślę, że oto zaczynam nie tylko gorszyć sąsiadów i rodzinę ale was wszystkich, was: łakomie przygryzających wargi z podniecenia w zamkniętym pokoju, przy zgaszonym świetle, kopulując obrzydle z monitorem. Czy teraz podczas codziennej wieczornej masturbacji będę myślał o was, zsuwał wraz z napletkiem wasze myśli ogarniając całośc? A może lepiej owiać was swą cudownością, oślepić, omamić czystością swego serca i poźreć? Obiecuję sobie pozostać wierny założonym powyżej ideałom.